Obrazy ręcznie malowane techniką impasto

Zawsze chciałeś malować obrazy, lecz sądziłeś, że nie masz ku temu predyspozycji i talentu? Przygnieciony poczuciem niedoskonałości i cierpiący na deficyt czasu wolnego, prawdopodobnie ostatecznie rezygnowałeś z realizacji własnych pasji. Z uwagi na przymusową izolację, jaka dotknęła nas w ostatnich tygodniach, problem braku wolnego stracił na wartości. Może warto wykorzystać właśnie ten czas na stworzenie obrazu malowanego własnymi rękami?
Inspiracja
Przeglądając pewnego dnia jedną z galerii sztuki online, natknęłam się na obrazy Van Gogha. Miałam tam możliwość przyjrzeć się im z bliska. Artysta nakładał farby niedbale i grubą warstwą. Przeczytałam na temat jego pracy i dowiedziałam się, że technika ta to impasto. Zgłębiłam zasoby internetu w poszukiwaniu podobnych dzieł.
Ciasto
Dowiedziałam się, że technika ta nosi nazwę impasto. Charakteryzuje się ona nakładaniem farby grubymi warstwami. Nazwa pochodzi z włoskiego i oznacza ciasto. Uznałam to za znak. Czy może być coś lepszego, niż jedzenie pysznego sernika podczas próby namalowanie obrazu? Wydawało mi się, że farby kładzione warstwami mogą być doskonałe na początek przygody z malarstwem. Pozwolą ukryć nieudane próby stworzenia doskonałego dzieła.

Dzień pierwszy
W sklepie internetowym zamówiłam zestaw startowy: płótna, szpachelki, farby oraz paletę, Nie wydałam majątku. Zależało mi bardziej na tym, żeby sprawdzić swoje umiejętności i stworzyć pierwszy w życiu ręcznie namalowany obraz. Gdy nadeszła przesyłka postanowiłam od razu przystąpić do dzieła. Najpierw przygotowałam sobie kawałek szarlotki. Następnie rozłożyłam płótno, porozlewałam farby i zabrałam się do pracy. W galeriach sztuki online podpatrzyłam, że bardzo popularnym motywem są kwiaty i trawy. Postanowiłam się zainspirować i spróbować go powtórzyć. Wydawał się idealny na start. Barwy, których używałam to zieleń w różnych odcieniach. Dużo zieleni. Później żółty, czerwony, niebieski, różowy. Nie wyglądało to imponująco, ale z każdą kolejną warstwą zaczęło być coraz lepiej. W międzyczasie dokroiłam sobie szarlotki. Zaczęłam być coraz bardziej zadowolona z efektów. Moje dzieło odbiegało znacznie od tych oglądanych w galerii sztuki online, ale najważniejsze, że pierwsze koty za płoty. Daleko mi było do van Gogha czy Degas, ale byłam z siebie niezwykle dumna.

Dzień drugi
Następnego dnia postanowiłam pójść za ciosem. Tym razem, zamiast inspirować się obrazami z galerii sztuki online, postawiłam na improwizację. Wybrałam kolory, które wydawały się najlepiej do siebie pasować i po prostu kładłam warstwy farby grubo i dość przypadkowo. Rezultat był bardziej, niż obiecujący. Obraz wyglądał rewelacyjnie. Czułam, że odkryłam w sobie głęboko skrywany talent. A przede wszystkim zrobiłam coś pierwszy raz! A Ty, kiedy zrobiłeś coś pierwszy raz? To poszerza horyzonty, poprawia humor i odmładza.
Mimo, iż żadna galeria sztuki online ani stacjonarna raczej prawdopodobnie nie przyjęłaby mojego dzieła do swojej kolekcji, byłam z siebie bardzo dumna. Zdecydowałam, że udekoruję dom obrazami namalowanymi własnoręcznie.
read also